Friday, March 10, 2006

Nasza osiedlowa anonimowosc...

Jest wiele zalet pracowania w tak zwanym serwisie. Jedna z nich jest mozliwosc doswiadczenia, czasem nawet fizycznie, tego o czym mowia statystyki.
W Norwegii duzo sie czyta (niektorzy co prawde nie godza sie ze mna mowiac, ze w Norwegii sie duzo gazet KUPUJE). "Wiem, bo czytam" i "dobrze jest wiedziec" (det er godt å vite) nie jest wiec czystym sloganem. Jak juz wczesniej gdzies pisalam, dla Skandynawow pojecie solidarnosci, wspolnoty i rownosci tez nie sa odartymi ze znaczen haslami. Co wiec ma wspolnego pojecie przynaleznosci z gazetami. Otoz, jako skromny listonosz roznosze nie tylko listy, paczki i rachunki ale rowniez reklamy i gazety (kolejnosc przypadkowa hihi). A gazet tych jest mnostwo!! Co sobote do skrzynki przecietnego domostwa wrzucam przynajmniej jedna gazete lokalna, ktorych tytuly po pierwsze nic mi ani innym kolegom po fachu nie mowia ale i wiekszosc z nas nie jest w stanie wymowic tychze tytulow! Jak na stolice przystalo zjezdzaja sie do niej mieszkancy przeroznych miast, miescin i miescinek. I nie, nie zapominaja oni o swoich korzeniach, nie probuja sztucznie nasladowac tutejszego dialektu, nie wyrzekaja sie swojej tozsamosci... Norwegowie pielegnuja swoj Heimat. Pielegnuja pamiec o tym co daleko, skute lodem jest ich mala ojczyzna. Tak, prenumerata lokalnych gazet jest zdecydowanie tego swiadectwem. Bo jak inaczej mozna wytlumaczyc, ze tysiace (chcialam powiedziec miliony, ale ich przeciez sa tylko 4 miliony!! hi) Norwegow interesuje sie, kto skrecil noge w przereblu kolo sklepu, gdzies pod Bergen, ze szkolny teatrzyk otrzymal nowa sale, ze Håkon ozenil sie z Marie, a Karoline z miasteczka o uroczej nazwie Å odwiedzi przedszkole by pokazac zdjecia z wyprawy do Bodø (odlegle o jakies 50 km) ? Aktywnosc Norwegow na szeczblu lokalnym jest zadziwiajaca!! Ktos musi te gazety pisac, ktos musi je czytac. Obie formy swiadcza o niezwyklym, moim zdaniem, zaangazowaniu, ktore jest powszechnie doceniane i szanowane. Gazety lokalne sa nieodlacznym elementem zycia ludzi, ktorzy przybywaja znad najodleglejszych fjordow do innych czesci kraju.

Czy ktos z Was wie co dzieje sie na Waszym osiedlu? Czy ktos z Was wie, kto jest w zarzadzie spoldzielni? Czy ktos z Was zna nazwisko dozorcy? Podejrzewam, ze 99.9 % z Nas nie jest swiadoma, ani tez nie jest zainteresowana tym "co w trawie piszczy". Z doswiadczenia wiem, ze lokalne przedsiewziecia, chociazby dziennikarskie nie ciesza sie ani popularnoscia, ani szacunkiem. No chyba, ze ktoras z gazet jest najtansza w kiosku, wtedy jej poczytnosc wzrasta. Bo niestety, ale w Polsce lokalny nie kojarzy sie jakoscia, a tak zwana "klasa srednia" gardzi informacjami z podworka. Faktem jest, ze wczoraj jeden z moich kolegow listonoszy dostal skarge od pani, ktora ma "tymczasowe przeadresowanie" a ktora nie otrzymuje lokalnego informatora "Ullernavis". Jest to darmowy informator komunalny, ktory raz na tydzien wrzucamy do KAZDEJ skrzynki w tej dzielnicy. Ja traktowalam to jako reklame i nie przyszlo mi do glowy by poczte niezaadresowana przeadresowywac (czego oczywiscie robic nie musimy). Okazalo sie, ze pani przebywajaca gdzies hen hen bez gazety sie nie obejdzie. A to jeden z takich przypadkow, gdzie okazuje sie, ze TU to wlasnie ta moja osiedlowa anonimowosc jest fenomenem. Anonimowosc, ktora z kolei ja i wielu z Nas pielegnuje. Tak mi sie wydaje. Mam racje?