Antropyton

Saturday, March 18, 2006

Visca Barca!

Janie, dzis to twoje moje sfiksowanie lazilo za mna dzien caly. Nicpon! - czy takich slow godzi mi uzywac? hehe. Bedzie wiec wiecej na temat moich fiksacji i innych takich, zdalam sobie dzis sprawe, ze faktycznie mam sprane co nie co... ehhh... potem...

Tymczasem wybywam. Czystki duchowo-portfelowe, zapowiadajace sie na katharsis. ehhh. Reszta jest milczeniem. A po milczeniu Pyton zaczal przemawiac... (Ksiega Serpentito 3, 28)

Monday, March 13, 2006

Zycie jak z reklamy. Pozorny absurd.

W Norwegii zbliza sie czas rekrutacji do szkol wyzszych, w zwiazku z czym metra, przystanki i slupy informacyjne kwitna - bo mowi sie, ze studenci to kwiat narodu. Studenci - niekoniecznie mlodziez - system bolonski to jeden ze slusznych dokonan reform w Europie. Choc wciaz nie moge sie przyzwyczaic, ze odmieniam czasowniki z 60-letnia Grete i przygotowuje referat z 45-letnim Trondem, to jestem pelna zachwytu dla mozliwosci, jakie ten system (oczywiscie w sprzyjajacych warunkach spoleczno-ekonomicznych) oferuje.

I tak, celujac w te grupe spoleczna, ktora na przyklad w Polsce szans na edukacje jeszcze (bo juz) nie ma, uczelnie promujac siebie uzywaja hasel, ktore w tutejszej rzeczywistosci sa doslowne: "Na nauke nigdy nie jest za pozno!", "Mozesz przezyc to na nowo" i tym podobnych. W drugim przedziale druga wersja uczelnianych wyscigow, ktorych hasla ostrzegaja: "Czas studiow jest tylko raz w zyciu!" czy "Wykorzystaj swoj umysl poki nie jest za pozno!".

Podazajac sladem logiki marketingowej latwo Nam bedzie zrozumiec te dwubiegunowosc. Ciekawa jednak jest produkcja, definicja i gra kategoriami spolecznymi jaka w tym okresie prowadzi przemysl reklamowy. W spoleczenstwie, gdzie samodoskonalenie nie tyle jest popularne, co mozliwe, gra ta na szczescie sluzy pozytywnej afirmacji. Uczacy sie 20-latek widzi sens i slusznosc swojego wyboru. Studiujaca Grete czuje akceptacje i spoleczne przyzwolenie. A smiejacy sie z plakatu Trond dodaje rowiesnikom otuchy i odwagi. W spoleczenstwie rownych szans w pozornie drazniacych przeciwienstwach, ktore serwuje Nam przemysl mozemy doszukac sie komplementarnosci. A szukac dlugo nie musimy, bo "reklamowa bajka" nie jest tak bardzo odlegla. Wystarczy wyslac sms'a a "kazdy moze byc mlody". Po raz pierwszy lub po raz dziesiaty.

Friday, March 10, 2006

Nasza osiedlowa anonimowosc...

Jest wiele zalet pracowania w tak zwanym serwisie. Jedna z nich jest mozliwosc doswiadczenia, czasem nawet fizycznie, tego o czym mowia statystyki.
W Norwegii duzo sie czyta (niektorzy co prawde nie godza sie ze mna mowiac, ze w Norwegii sie duzo gazet KUPUJE). "Wiem, bo czytam" i "dobrze jest wiedziec" (det er godt å vite) nie jest wiec czystym sloganem. Jak juz wczesniej gdzies pisalam, dla Skandynawow pojecie solidarnosci, wspolnoty i rownosci tez nie sa odartymi ze znaczen haslami. Co wiec ma wspolnego pojecie przynaleznosci z gazetami. Otoz, jako skromny listonosz roznosze nie tylko listy, paczki i rachunki ale rowniez reklamy i gazety (kolejnosc przypadkowa hihi). A gazet tych jest mnostwo!! Co sobote do skrzynki przecietnego domostwa wrzucam przynajmniej jedna gazete lokalna, ktorych tytuly po pierwsze nic mi ani innym kolegom po fachu nie mowia ale i wiekszosc z nas nie jest w stanie wymowic tychze tytulow! Jak na stolice przystalo zjezdzaja sie do niej mieszkancy przeroznych miast, miescin i miescinek. I nie, nie zapominaja oni o swoich korzeniach, nie probuja sztucznie nasladowac tutejszego dialektu, nie wyrzekaja sie swojej tozsamosci... Norwegowie pielegnuja swoj Heimat. Pielegnuja pamiec o tym co daleko, skute lodem jest ich mala ojczyzna. Tak, prenumerata lokalnych gazet jest zdecydowanie tego swiadectwem. Bo jak inaczej mozna wytlumaczyc, ze tysiace (chcialam powiedziec miliony, ale ich przeciez sa tylko 4 miliony!! hi) Norwegow interesuje sie, kto skrecil noge w przereblu kolo sklepu, gdzies pod Bergen, ze szkolny teatrzyk otrzymal nowa sale, ze Håkon ozenil sie z Marie, a Karoline z miasteczka o uroczej nazwie Å odwiedzi przedszkole by pokazac zdjecia z wyprawy do Bodø (odlegle o jakies 50 km) ? Aktywnosc Norwegow na szeczblu lokalnym jest zadziwiajaca!! Ktos musi te gazety pisac, ktos musi je czytac. Obie formy swiadcza o niezwyklym, moim zdaniem, zaangazowaniu, ktore jest powszechnie doceniane i szanowane. Gazety lokalne sa nieodlacznym elementem zycia ludzi, ktorzy przybywaja znad najodleglejszych fjordow do innych czesci kraju.

Czy ktos z Was wie co dzieje sie na Waszym osiedlu? Czy ktos z Was wie, kto jest w zarzadzie spoldzielni? Czy ktos z Was zna nazwisko dozorcy? Podejrzewam, ze 99.9 % z Nas nie jest swiadoma, ani tez nie jest zainteresowana tym "co w trawie piszczy". Z doswiadczenia wiem, ze lokalne przedsiewziecia, chociazby dziennikarskie nie ciesza sie ani popularnoscia, ani szacunkiem. No chyba, ze ktoras z gazet jest najtansza w kiosku, wtedy jej poczytnosc wzrasta. Bo niestety, ale w Polsce lokalny nie kojarzy sie jakoscia, a tak zwana "klasa srednia" gardzi informacjami z podworka. Faktem jest, ze wczoraj jeden z moich kolegow listonoszy dostal skarge od pani, ktora ma "tymczasowe przeadresowanie" a ktora nie otrzymuje lokalnego informatora "Ullernavis". Jest to darmowy informator komunalny, ktory raz na tydzien wrzucamy do KAZDEJ skrzynki w tej dzielnicy. Ja traktowalam to jako reklame i nie przyszlo mi do glowy by poczte niezaadresowana przeadresowywac (czego oczywiscie robic nie musimy). Okazalo sie, ze pani przebywajaca gdzies hen hen bez gazety sie nie obejdzie. A to jeden z takich przypadkow, gdzie okazuje sie, ze TU to wlasnie ta moja osiedlowa anonimowosc jest fenomenem. Anonimowosc, ktora z kolei ja i wielu z Nas pielegnuje. Tak mi sie wydaje. Mam racje?

Tuesday, March 07, 2006

Dzien Kobiet.

Za 3 minuty Swieto. Niech bedzie. Od paru dni zarowno panie jak i panowie wreczaja mi ulotki zapraszajace na festiwale, pokazy, przedstawienia, dyskoteki, koncerty, wieczorki poezji, debaty i pikiety. Na wszystkich widnieje magiczna Osemka. O historii swieta mozna poczytac tu i tam. Kazdy ma swoja opowiesc. Ciekawy jest rodzwiek miedzy historia tej kobiecej celebracji, oficialnymi definicjami i ideologiami wokolo tejze a powszechnym traktowaniem swieta. A stalo sie ono kolejnym pretekstem dla grup interesow. Gosposia chce kwiatka, feministka zamienia go na bagnet, mniejszosci narodowe i autochtoni podkreslaja rownosc "waszych" i "naszych" kobiet. Jest to kolejny dzien, w ktorym mozemy zauwazyc jak daleko naszej prywatnosci do publicznej plaszczyzny. Dzien Ksiezniczek stal sie Dniem Bojowniczek. Historia zakresla petle i przypomina o strajkach, o kongresach, o roku 1911, 1918... A przypomina o tym nie tylko politykom, historykom, aktywistom spolecznym; stara sie obudzic kazdego kto, w drodze do kwiaciarni minie kolejne przystanki oblepione plakatami zapraszajace do walki.
Swieto trwa od 15 minut. Zjem kwiatka na balkonie.

Friday, March 03, 2006

Said said...

Organizowana jest ostatnimy czasy calkiem ciekawa imprezka pt. "Krytyczny pokoj". Wspolpraca miedzy Frogner Kino, Festiwalem Filmow z Poludnia i Kinem Dokumentalnym. W skrocie: film + debata. W ramach poszukiwania inspiracji wybralismy sie we wtorek do tego pokoju. Temat: Polaryzacja: Zachod - Bliski Wschod. Pierwszy film byl dokumentem-wywiadem. Swoich madrosci uzyczal nam Edward Said. Znany przede wszystkim za rewolucyjne dzielo "Orientalizm". Tak, podejmowanie tematu stereotypow i wyobrazen o Innych nie jest dla Nas niczym rewolucyjnym. Tymbardziej nie jest kontrowersyjne. Ale ktos musial zaczac otwierac Nam oczy. Said tego dokonal. Majac korzenie w tym, co dla Nas egzotyczne, nie godzil sie na sposob, w jaki Bliski Wschod jest przedstawiany na Zachodzie. Orientalizm. Nasze wyobrazenia, ktorych odzwierciedleniem byla sztuka. Punkt drugi to polityka. Nie chce referowac dziela Saida wiec na tym poprzestane.
Wywiad opatrzony popowo-spolecznymi obrazkami z mediow jest poprawna pomoca naukowa. Przeslanie - niekonczaca sie, bledna i krzywdzaca reprodukcja stereotypow i wyobrazen. Zgadzam sie. Jednak koncowke wypowiedzi nazwalabym juz "lotem" - mam wrazenie, ze Said popada w antyrasistowska obsesje i wszedzie dopatruje sie oznak niesprawiedliwosci. Mial zupelna racje w kwestii sztucznego podzialu, jednoczesnej generalizacji i egzotyfikacji Innego. Nie interesowaly mnie wlasciwie nigdy tematy zwiazane z etnicznoscia, narodowoscia i wielokulturowoscia i odbieraniem jej przez masy. Byc moze dlatego nie jestem w stanie zalapac tej kolektywnej mysli, o ktorej mowi Said? Byc moze moj dar obserwacji jest rowny zeru a moje indywidualna swiadomosc determinuje moj obraz swiata? Do przemyslenia.

Kolejny film our own private bin laden, na ktory sie niezwykle cieszylam, choc wiedzialam czego sie spodziewac. Kreacja Postaci. Mylilam sie. Moze dlatego, ze wychodzac z sali, spojrzelismy na siebie pytajaco: o czym byl ten film?

Zmeczylam sie. Dokoncze potem. Ale pointe w glowie mam, zapewniam! Na szybkiego powiem, ze rezyserka kazda sekunda filmu podkreslila slowa Saida, jednoczesnie im zaprzeczajac!! Nie wydaje mi sie by bylo to celowe, gdyz byla ona zaproszona do pozniejszej debaty jako gosc glowny. Amatorska wersja "Fahrenheit 9/11". Manipulacja zmuszajaca niemal do wymiotow. Przepraszam, ale przypomnialam sobie. W kazdym razie, czegos tu nie zrozumialam. Pomysle wiec wiecej i albo skazuje te notke albo napisze cos sensownego (sic!).